V. Satir

„Człowiek mający poczucie własnej wartości – wie, że coś znaczy i że świat jest bogatszy dzięki jego obecności. Wierzy w swoje własne umiejętności. Umie prosić innych o pomoc, ale wierzy również w swoją własną zdolność do podejmowania decyzji i w swoje własne siły.Ponieważ sam się szanuje, jest w stanie dostrzec wartość innych ludzi i też ją szanować. Promieniuje zaufaniem i nadzieją. Nie ogranicza swoich uczuć. Akceptuje w sobie – jako ludzkie – wszystko. Witalni ludzie są najczęściej na górze. (…) Oczywiście każdy przeżywa okresy, w których najchętniej rzuciłby wszystko, w których czuje się wyczerpany i zmęczony, okresy, kiedy życie przynosi mu zbyt wiele kolejnych rozczarowań, kiedy pojawia się zbyt dużo problemów, które wydają się ogromne, że niemożliwe do rozwiązania. Ale człowiek witalny obchodzi się z tymi chwilowymi załamaniami tak, jak na to zasługują. Traktuje je jak rzadkie kaprysy, z których możliwe jest ponowne zdrowe wynurzenie. Traktuje je jak coś, co chwilowo jest bardzo trudne i nieprzyjemne i czego nie należy się wstydzić”

„…ponieważ sami uważają się za mało wartościowych, oczekują od innych ludzi, że będą ich lekceważyć, deptać, pogardzać nimi, ponieważ zawsze oczekują najgorszego, sami takie reakcje prowokują i często rzeczywiście są w ten sposób traktowani. Aby się bronić, chowają się za ścianą nieufności i zatapiają się w ten okropny stan ludzkiego bytowania, który zwie się samotnością i izolacją. Oddaleni od innych ludzi, stają się niezdolni do rozmów i obojętni wobec siebie i innych. Wiele trudności sprawia im pogodne patrzenie na świat, słuchanie oraz myślenie i dlatego zaczynają lekceważyć i ranić innych.

Naturalną konsekwencją samotności i nieufności jest strach. Strach krępuje i powoduje, że twoje spojrzenie staje się mętne. Nie dopuszcza, abyś spróbował czegoś nowego, byś przezwyciężył trudności i dlatego twoje zachowanie staje się z dnia na dzień coraz bardziej niezadowalające”.

„…ponieważ poczucie własnej wartości oraz jego brak są wyuczone, mogą zostać oduczone i nauczone na nowo. A jest to możliwe od narodzin do śmierci, a zatem nigdy nie jest za późno. Człowiek w każdym momencie życia może zacząć się czuć lepiej (…)

Zawsze jest nadzieja, że twoje życie może się zmienić, ponieważ zawsze możesz zebrać nowe doświadczenia i w ten sposób nauczyć się nowych rzeczy.

Ludzie mogą dojrzewać i całkowicie zmieniać swoje życie. Z upływem lat staje się to trudniejsze i trwa dłużej. Jednak wiedza o tym, że zmiana jest możliwa, i samo pragnienie wprowadzenia zmian – to są dwa pierwsze kroki. Możliwe, że jesteśmy powolnymi uczniami, ale wszyscy jesteśmy zdolni do nauki”

V. Satir

Bajka o zasmuconym smutku – dla zasmuconych …

Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka.
Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem,
a uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej,
szczęśliwej dziewczyny. Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać.
Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem.
Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała:
“Kim jesteś?” Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy,
a blade wargi wyszeptały: “Ja? … Nazywają mnie smutkiem”
“Ach! Smutek!”, zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego.
“Znasz mnie?”, zapytał smutek niedowierzająco.
“Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.
“Tak sądzisz …, zdziwił się smutek, “to dlaczego nie uciekasz przede mną.
Nie boisz się?” “A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły?
Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka.
Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?” “Ja … jestem smutny.”
odpowiedział smutek łamiącym się głosem.
Staruszka usiadła obok niego. “Smutny jesteś …”,
powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową. “A co Cię tak bardzo zasmuciło?”
Smutek westchnął głęboko.
Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać?
Ileż razy już o tym marzył. “Ach, … wiesz …”, zaczął powoli i z namysłem,
“najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi.
Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi
i towarzyszyć im przez pewien czas.
Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem.
Boją się mnie jak morowej zarazy.” I znowu westchnął.
“Wiesz …, ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić.
Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać.
A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności.
Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału.
Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać.
I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane.
Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez.
Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności.”
“Masz rację,”, potwierdziła staruszka, “ja też często widuję takich ludzi.”
Smutek jeszcze bardziej się skurczył. “Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi.
Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą.
Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany.
Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy.
Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany,
która co pewien czas się otwiera. A jak to boli!
Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem
i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany.
Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał.
Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem.
Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia.” Smutek zamilkł.
Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze,
potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem.
Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie.
“Płacz, płacz smutku.”, wyszeptała czule.
“Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił.
Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam.
Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona.”
Smutek nagle przestał płakać.
Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę:
“Ale … ale kim Ty właściwie jesteś?”
“Ja?”, zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko,
jak małe dziecko. “JA JESTEM NADZIEJA!”

Autor anonimowy